Retrospekcja - QUEEN



Latem 1973 miał miejsce jeden z najważniejszych debiutów dla całego muzycznego świata. W lipcu tego roku na sklepowe półki trafił album pewnej grupy, założonej w 1970 roku przez imigranta z Zanzibaru, wokalistę, Farrokha Bulsarę, gitarzystę Briana Maya i perkusistę Rogera Taylora. Zespół nazwał się Queen, a wokalista stał się bardziej znany pod pseudonimem Freddie Mercury… W uzupełnionym o basistę Johna Deacona składzie nagrany został album zatytułowany po prostu „Queen”. W związku z minionym niedawno czterdziestoleciem jego wydania oraz mijającą 5 września sześćdziesiątą siódmą rocznicą urodzin Freddiego Mercury’ego przybliżamy go czytelnikom/słuchaczom.

okładka albumu QUEEN, źródło: berendquest.nl

Zawartość:


Otwierającym „Queen” utworem jest „Keep Yourself Alive”, zarazem pierwszy singiel zespołu. Klasyczna hardrockowa kompozycja z cechą charakterystyczną dla całej późniejszej twórczości grupy – wieloma ścieżkami gitary Briana Maya, nałożonymi na siebie w obu kanałach, sprawiającymi wrażenie gry wielu gitarzystów jednocześnie.


Kolejna piosenka – „Doing All Right”. Mimo jedynie czterech minut trwania zawiera elementy spokojnej rockowej ballady, lekkiego popu i ostrego hard rocka. Pojawiają się też wokalne harmonie, znane z późniejszych albumów zespołu.


„Great King Rat” to kolejna hardrockowa pozycja na albumie. Zawiera zmiany tempa i rozbudowaną partię instrumentalną z wielościeżkowym popisem gitarowym Maya.


„My Fairy King” opowiada o fikcyjnej krainie Rhye, wymyślonej przez Mercury’ego. Znowu mamy do czynienia ze zmianami tempa i wokalnymi harmoniami, a spośród instrumentów na pierwszy plan tym razem wysuwa się fortepian, na którym zagrał Freddie Mercury.


W „Liar” mamy powrót do dominacji gitary. Najdłuższa piosenka na płycie, najbardziej skomplikowany kompozycyjnie. Poszczególne części utworu są zróżnicowane pod względem tempa i brzmienia. W tle słyszymy momentami organy Hammonda, May przeplata ostre bluesowo-hardrockowe zagrywki z delikatniejszymi i cięższymi, niemal heaveymetalowymi partiami. Pojawiają się też harmonie wokalne, a nawet fragment śpiewany tylko z perkusją. Można doszukiwać się zeppelinowskich inspiracji.


„The Night Comes Down” to spokojna, rockowa piosenka z rozbudowanym gitarowym wstępem. Wczesna kompozycja Briana Maya.


Po zwolnieniu z „The Night…” przyśpieszamy przy „Modern Times Rock’n’Roll”. Najkrótszy utwór albumu, energetyczny i prosty, „krótko i na temat”: nowoczesny rock’n’roll. Wyjątek na płycie – główny wokal należy tu do kompozytora piosenki, Rogera Taylora. Znowu dzieło w stylu Led Zepppelin.


W „Son and Daughter” wyraźnie słychać inspirację wczesnym heavy metalem spod znaku Black Sabbath. Jest ciężko, niezbyt szybko, choć melodyjnie.


Przedostatni na płycie „Jesus” to prosta kompozycja opowiadająca o – a jakże – Jezusie z Nazaretu. Banalny, ale ciężki riff w zwrotce i refrenie ustępuje długiemu solo Briana Maya.


Płytę kończy krótka instrumentalna kompozycja „Seven Seas of Rhye”, rozwinięta w pełen utwór z tekstem dopiero na następnej płycie. Rozpoczyna się fortepianowym intro i płynnie przechodzi w klasyczny hard rock.

QUEEN w 1973 roku, źródło: fanpop.com



Dłużej:


„Queen” jako całość nie należy raczej do najwybitniejszych dokonań grupy (raczej mocna średnia, gdzieś w drugiej połowie stawki), jest jednak z pewnością ciekawą i ważną pozycją w dyskografii zespołu. O ile próby przyklejania jakichkolwiek etykiet w przypadku Queen są zadaniem karkołomnym i przyporządkowanie twórczości zespołu do jednego gatunku jest właściwie niemożliwe, to ich debiutowi najbliżej do kategorii „hard rock”. Słychać wpływy takich zespołów, jak Led Zeppelin czy Black Sabbath. Ale oczywiście jest to hard rock przefiltrowany przez Queen, a więc posiadający już ich specyficzny charakter, zatem obok ostrych gitarowych riffów mamy partie łagodniejsze, dodatkowe ścieżki i oryginalnie brzmiące efekty, piosenki coraz to zwalniają, to przyśpieszają, pojawiają się wokalne harmonie. Już na debiutanckiej płycie mamy więc do czynienia z elementami, które zespół wraz z kolejnymi albumami będzie rozwijał, a które staną się cechami charakterystycznymi jego twórczości w latach siedemdziesiątych (żeby wspomnieć tylko wybitne „A Night at the Opera”). Gdyby nie ten queenowski rys nadawany muzyce już od samego początku, album mógłby przepaść bez echa, bo zespołów wykonujących podobną muzykę było mnóstwo (pomijając wspomniane już wcześniej Led Zeppelin czy Black Sabbath, na hardrockowej scenie działały zespoły choćby takie jak Deep Purple, Budgie czy Nazareth). Na szczęście grupa sama potrafiła stworzyć sobie niszę, wpasowując się gdzieś między hard rock a glam rock, dokładając do tego elementy popowe czy nawet wodewilowe, a pracę nad tym zaczęła już przy okazji płytowego debiutu.


Krócej:


Płyta ważna głównie ze względu na fakt bycia debiutem zespołu Queen. Hardrockowa, ale z wyraźną zapowiedzią kierunku, w którym grupa będzie podążać, a przez to wyróżniająca się na tle innych przedstawicieli gatunku.



Do przesłuchania:


Obowiązkowo: „Liar” – najlepszy utwór na płycie. Monumentalny, rozbudowany. Podobne rozwiązania Queen zastosuje m.in. w „The Prophet’s Song”.


Można: „Keep Yourself Alive” – pierwszy singiel zespołu. Wypada znać.


Nie trzeba: „The Night Comes Down” – teoretycznie ma wszystkie cechy piosenki Queen, w praktyce nie do końca pasuje do reszty albumu: za wolna, zbyt spokojna.

autor: Maciek Boratyński

 

.

Pod Paski

Littera nocet

Zobacz nasze autorskie cykle

Młode Sztuki

Jeden i Pół

Park Sztywnych

Park Sztywnych

.

Na Żywca

loża konesera