Między dwoma światami



Trudno wyobrazić sobie przedwojenną Warszawę. Nie tylko chodzi o zabudowę, wszak liczne kamienice zastąpiły szpetne bloki, a wąskie ulice - szerokie arterie, ale raczej o klimat społeczny ówczesnego czasu. Przechadzając się ulicami stolicy, szczególnie Muranowem, Śródmieściem czy Wolą w refleksach wspomnień przeszłości, zamykając oczy, można odczuć powiew minionego czasu. Właśnie ten klimat i nastrój próbuje – i chyba z dużym sukcesem – przywołać Festiwal Kultury Żydowskiej Warszawa Singera

materiał organizatorów
Jak co roku, od dziesięciu lat, zawsze w ostatnim tygodniu sierpnia, okolice placu Grzybowskiego, a od kilku edycji również miejsca Pragi, wypełnia gwar przeszłości. Zapomnianego, trudnego do wychwycenia świata zaginionego – żydowskich zakamarków Warszawy. Ulica Próżna zmienia się w jeden wielki targ wypełniony straganami, bibelotami, koszernym jedzeniem. Plac główny zajmuje okazała scena, gdzie wieczorową porą można posłuchać zjawiskowych dźwięków muzyki klezmerskiej, jak miało to miejsce, gdy występował w tym roku Other Europeans Bend. Można zwiedzić pobliską synagogę czy mykwę, a co najważniejsze poczuć niepowtarzalny klimat tego, co utracone nieodwracalnie. Tydzień w roku nie zastąpi codzienności przedwojennej Warszawy. A szkoda, gdyż jest to świat niezwykle bogaty kulturowo. O powodzeniu imprezy mogą świadczyć tłumy mieszkańców stolicy, którzy chętnie odwiedzają miejsca festiwalowe, świetnie bawią się na imprezach plenerowych i szczelnie wypełniają sale teatralne.


W zamyśle organizatorów, Fundacji Shalom, festiwal ma być z jednej strony przywróceniem pamięci o tym, co zapomniane, a z drugiej ma służyć poznaniu i przybliżeniu ciekawych zjawisk w dziedzinie kultury żydowskiej. I nie tylko krajowej, ale światowej. Od lat na deskach Teatru Żydowskiego goszczą zespoły z zagranicy prezentujące oryginalne spojrzenia i interpretacje, może nie zawsze wybitne i trafione, utworów patrona festiwalu i innych autorów piszących w jidysz i po hebrajsku. W tym roku do udziału zaproszono Teatr Narodowy Habima z Tel Avivu. Goście z Izraela zaprezentowali klasyka. Dramat Szymona An-skiego Dybuk. Utwór, który pozostaje od lat w repertuarze Teatru Żydowskiego w Warszawie, w pamięci wielu widzów kojarzy się z magicznym filmem w reżyserii Michała Waszyńskiego z roku 1937 czy wybitnym spektaklem Krzysztofa Warlikowskiego zrealizowanym kilka lat temu w TR Warszawa. Warto przywołać jeszcze realizację Andrzeja Wajdy sprzed kilkudziesięciu lat ze Starego Teatru w Krakowie. Wszystkie przytoczone realizacje stanowiły pole do polemik i wymiany poglądów. Zawsze podkreślano, że dramat to kuźnia możliwości interpretacyjnych i niezwykła szansa do pokazania siły miłości, uczuć, roli pieniądza, wiary, a przede wszystkim żydowskiej kultury. Nie istotne czy w ujęciu historycznym czy zuniwersalizowanej opowieści obecnego dyrektora Nowego Teatru w Warszawie. 

Dybbuk fot. Kathy Jaller
Inscenizacja prezentowana w tym roku przez gości z Tel Avivu przygotowana przez Shmuela Shohata cechuje się dużą oryginalnością i innowacyjnością. Reżyser odarł dramat z żydowskiej cepelii, mistyki religijnej, choć wykorzystuje wątki kulturowe do ukazania intrygującej historii miłości dwojga młodych, którym nie dane było połączyć się na ziemi, a zjednoczyła ich śmierć na wieki. Inscenizator odrzuca żywy plan na rzecz różnego rodzaju lalek. Mamy prześmiewczy świat cadyka i hederu, z bohaterami wywiedzionymi z Muppet show Jima Hensona oraz wystylizowane figury jak z obrazów Marca Chagalla symbolizujące świat czystej miłości zawieszony między niebem i ziemią. I faktycznie w spektaklu przewijają się oba fragmenty: powagi i kpiny, wzruszenia i śmiechu, łez i radości. Jednak reżyser nie może zdecydować, którą z dróg obiera. Trudno balansować jest na linie przez 90 minut, nie decydując się na wizję dramaturgiczną: powagi czy kpiny. Owszem sceny cadyka śmieszą, ale równie dobrze wypadają sceny pełne refleksji i zadumy, a wśród nich obraz cmentarny. Widz czuje się zagubiony czy jest to spektakl poważny, czy pokaz komediantów wyszydzających swoich przodków. I przy całej sympatii do owego widowiska nasuwają się dwie refleksje. Pierwsza, że niestety twórcy spektaklu nie szanują swoich odbiorców. Do osiągnięcia sukcesu, bo publiczność bardzo szybko kupuje gagi i wyolbrzymiony humor lalek, wykorzystują płyciutką aluzję wyśmiania przeszłości. Ma się wrażenie, że w ten sposób dochodzi do zerwania z czasem minionym, a jedynym sposobem staje się jego ośmieszenie. Druga, bardziej oceniająca, to gdyby w Polsce powstał taki spektakl od razu przelałaby się przez media fala krytyki i oskarżenia o antysemityzm i wykpiwanie świętości. A tu absolutnie nie ma to miejsca, co świadczy o odwadze i dojrzałości Izraelczyków polemiki z własną wiarą, która jest nadrzędnym konstruktorem narodu. Podsumowując, to widz ma wrażenie, że obcował z lekcją edukacyjną o wierze żydowskiej, a nie poważnym widowisku teatralnym, gdzie odbiorca jest partnerem, a nie tylko łaknącym rozrywki. Szkoda, gdyż spektakl miał szansę być odkrywczym spojrzeniem na dzieło An-skiego i tak jest w scenach zakochanej pary głównych bohaterów, ale całość zabija rubaszny humor pozostałych bohaterów dramatu.

Warszawa Singera ma szansę być ważnym przeglądem sztuki żydowskiej. Przez dziesięć lat udowodniła, że jest zapotrzebowanie na poznanie owej kultury. Organizatorom życzę sukcesów i lepszych doborów repertuarowych. Licząc na kolejne doznania artystyczne będę czekał na kolejną edycję i na zjawiskowe odkrycia sceniczne. 

autor: Michał Jóźwiak, Daniel Przastek

 

.

Pod Paski

Littera nocet

Zobacz nasze autorskie cykle

Młode Sztuki

Jeden i Pół

Park Sztywnych

Park Sztywnych

.

Na Żywca

loża konesera