Open'er Open'erem, ale wakacje jak
co roku wygrał Artur Rojek. Wielu może oczywiście się z tym zdaniem nie zgodzić
(w końcu OFF Festival to znacznie mniejszy i mniej popularny festiwal, co dla
większości oznacza, że gorszy), ale każdy bywalec OFFa wie, że nie ma lepszego
miejsca na muzyczny wypad niż Dolina Trzech Stawów na początku sierpnia. To
właśnie tutaj muzyka gra pierwsze skrzypce, a line-up każdego roku powala
jakością i różnorodnością. Tak było i tym razem, a ponieważ OFF to przede
wszystkim doskonałe koncerty, postanowiłam się skupić tylko na nich. Żadnych
festiwalowych otoczek. Na to nie ma tam czasu. Tylko muzyka. Do opisania jest
mnóstwo, a znaków jest mało.
OFF FESTIVAL, DZIEŃ ZERO
NORMAL ECHO
Albo nie rozumiem tego artysty,
albo było to coś naprawdę słabego. Połączenie monotonnej elektroniki z
melodeklamacją w bardzo połamanym angielskim dla mnie było nie do zniesienia.
Nie odnalazłam w tym koncercie nic interesującego, artystycznego albo chociaż
zabawnego. Z niecierpliwością spoglądałam na zegarek, a i sam muzyk chyba
marzył o zejściu ze sceny.
DIRTY BEACHES
To przede wszystkim dla nich
postanowiłam się wybrać na OFFowe before party. I nie zawiodłam się ani trochę.
Dudniąca elektronika, rytmiczna gitara, przesterowany wokal i bardzo tajemnicza
ekspresja sceniczna dały w połączeniu klimatyczne show, przypominające nieco
ponurą dyskotekę. Chciało się bujać, ale z drugiej strony wszystko było
rysowane w ciemnych barwach. Doskonały początek festiwalu.
Zespół pojawił się w line-upie
OFFa właściwie tuż przed festiwalem, zastępując inny projekt, który w Katowiach
nie mógł się pojawić. Opis zarówno w programie jak i w różnych zakamarkach
internetu właściwie nie odpowiadał na pytanie czego można się po tym koncercie
spodziewać. Post-rock? Post-punk? Psychodela? Czekałam więc w zaciekawieniu.
Okazało się, że Tuxedomoon zaprezentowali mieszankę wszystkiego co można było
znaleźć na ich temat i w dodatku w doskonałym stylu. Mieliśmy elementy
post-punkowe, kompozycje ocierające się o post-rock, ale także wariacje
jazzowe, a wszystko okraszone psychodelicznym klimatem rodem z ponurego,
szalonego filmu o potworze Frankensteina. Wszystko uzupełniały wizualizacje
przedstawiające historię istoty złożonej z taśmy znanej z kaset bądź też
przekazywane na żywo eksperymenty czynione przez jednego z muzyków w szklance
wody (wrzucanie do niej musujących tabletek, barwienie, zanurzanie w niej
różnych przedmiotów, a w końcu wypicie substancji prosto ze strzykawki), czy
też poruszające się fragmenty obrazów Boscha. Zespół zaprezentował też elementy
teatralne, kiedy jeden z muzyków pojawiał się na scenie w przebraniu doktora
recytując teksty uzupełniające koncert. Po zakończeniu muzycy byli długo
wywoływani przez publiczność, ale reprezentant zespołu wyszedł na scenę i
rozjaśnił sytuację mówiąc, że chcieliby dalej grać, ale zabronili im tego
„bogowie” (czyli organizatorzy). Zdecydowanie jeden z najmocniejszych punktów
całego line-upu.
OFF FESTIVAL, DZIEŃ PIERWSZY
KASECIARZ
Młody polski zespół operujący
gatunkiem lo-fi godnie zaprezentował się na Scenie Eksperymentalnej pod
kuratelą SUB POP. Energicznie, z werwą odegrali swoje proste, ale jednocześnie
bardzo chwytliwe kawałki. Brawo, oby tak dalej.
TRIBUTE TO JERZY MILIAN
OFF Festival charakteryzuje się,
jak wspomniałam na początku, przede wszystkim różnorodnością. Jednym z dowodów
na to jest właśnie koncert będący hołdem dla Jerzego Miliana. Taneczne rytmy
wykonane na cymbałkach porwały offową publiczność, a na twarzach muzyków widać
było zdziwienie wymieszane z nieprzebraną radością. „Kurczę, cymbałki są
naprawdę off!” - powiedział ze sceny jeden z uśmiechniętych artystów. Za to
właśnie kochamy OFFa – za wybieranie tak nieoczywistych projektów jak ten
tegoroczny, czy też zeszłoroczny Zbigniew Wodecki z zespołem Mitch & Mitch.
PERFUME GENIUS
Bardzo delikatny show Perfume
Genius pozwolił wszystkim na odpoczynek, ale dużą część publiczności też
zapewne nieco znudził. Subtelny wokal i nienachalna, aczkolwiek piękna muzyka,
tworzyły uroczy i poruszający klimat, który jednak chyba lepiej pasowałby na
własny koncert zespołu niż na środek gorącego, festiwalowego dnia. Na pewno
łatwiej byłoby się wczuć i dać ponieść dźwiękom. Nie zmienia to faktu, że duet
zagrał przepięknie, ale jednak chciałoby się to przeżywać inaczej.
BLACK LIPS
Pierwszy koncert na OFFie, na
którym zaczął padać deszcz. I dobrze, że na tym, a nie na jakimkolwiek innym,
ponieważ krople wody nikomu nie przeszkadzały w doskonałej zabawie. Szybka,
rytmiczna, wydająca się prostą, acz genialna w swej prostocie muzyka poderwała
wszystkich do dzikiego tańca pod sceną. Świetnie bawili się również sami
muzycy, zarażając swoją niespożytą energią wszystkich zgromadzonych. Gościnnie
na scenie pojawił się też zespół Celebral Ballzy, który przez większość show
stał z boku bujając się bądź moshując oraz śpiewając, a co jakiś czas jeden z
ich muzyków wpadał na scenę z butelką w ręku, aby wykrzyczeć coś do mikrofonu.
Była to dzika impreza, o której marzyło się, aby nie miała końca. Z drugiej strony
tego dnia w Dolinie Trzech Stawów miały się pojawić kolejne muzyczne atrakcje,
na które warto było czekać.
ORCHESTRE POLY-RYTHMO DE COTONOU
Czy na którymkolwiek innym
festiwalu zupełnie nieznany zespół z mocnymi, afrykańskimi elementami
etnicznymi mógłby zagrać w godzinach szczytu na scenie głównej? Nie. Ale na
OFFie wszystko jest możliwie. Kolorowa orkiestra zafundowała offowiczom imprezę
podobną do pamiętnych występów Shangaan Electro czy też The Paradise Bangkok
Molam International Band. Afrobeat przenikał się tutaj z elementami swingu, czy
nawet jazzu, a wszystko nie pozwalało nawet na minutę ustać w szaleńczym tańcu.
Charyzmatyczni muzycy co chwila zachęcali do zabawy przez liczne interakcje z
publicznością i prezentowanie nieco zabawnych, ale jakże uroczych, układów
tanecznych. Dobra zabawa, wysokiej jakości muzyka i możliwość odkrycia czegoś
zupełnie nieznanego – wszystkie te komponenty dały razem jeden z lepszych
koncertów tegorocznej edycji.
PROTOMARTYR
Na koncercie tej grupy nie
pozostałam (czego żałuję) długo, ze względu na chęć zajęcia jak najbardziej
dogodnego miejsca na Neutral Milk Hotel. Jednak pół godziny wystarczyło, aby
móc stwierdzić, że Protomartyr dali profesjonalny koncert na światowym poziomie.
Kawałki wybrzmiały mocno, muzyka była nieco podszyta mrokiem i buntem, nie
można było właściwie znaleźć szczególnie wyróżniających się na tle równego show
błędów. Szkoda, że tak krótko, ale zdecydowanie na plus.
NEUTRAL MILK HOTEL
O koncercie tego zespołu mogłabym
napisać osobny tekst. Od ogłoszenia, że wystąpią na tegorocznym OFFie
odliczałam z niecierpliwością dni do ich występu. Można się więc domyślić
eksplozji emocji, którą przeżyłam podczas samego koncertu. Wzruszające ballady
Jeffa Manguma doskonale sprawdziły się na żywo. Muzycy stworzyli intymny klimat
wprowadzając zupełny zakaz nagrywania oraz robienia zdjęć, który obejmował
również przekaz na telebimy oraz dziennikarzy. Zdyscyplinowana OFFowa
publiczność zastosowała się do zakazów i w tłumie dało się wyczuć silne
skupienie oraz nagromadzenie emocji. Widać było szczere łzy, a wspólne
śpiewanie hymnów z „In the Aeroplane over the Sea” połączyło ludzi w
niesamowity sposób. Zespół odegrał materiał niemalże perfekcyjnie, energicznie,
nie odbiegając bądź ulepszając albumowe wersje. Obsługujący piłę oraz kilka
innych instrumentów Julian Koster ubrany w krakowską rogatywkę radośnie
rozmawiał z publicznością, podczas kiedy ukryty za długą brodą i czapką z
daszkiem tajemniczy lider Jeff Mangum tworzył dla niego nostalgiczną
przeciwwagę. Brawa za zagranie materiału spoza najbardziej znanego,
legendarnego już właściwie „ITAOTS” oraz za wyraźną chęć grania, którą widać
było we wszystkich muzykach NMH mimo ich kilkunastoletniej przerwy we wspólnym
koncertowaniu. Po tym występie do głowy przychodziła tylko jedna kwestia –
niech powrócą. Niech nagrają nowy materiał. I to jak najszybciej.
ROSE WINDOWS
Chociaż emocje po Neutral Milk
Hotel jeszcze nie opadły i zdawało mi się, że nic mnie już tego dnia nie zachwyci,
to Rose Windows udało się wypaść naprawdę dobrze w moich oczach. Mimo bardzo
późnej pory i zmęczenia koncert uwiódł mnie majestatycznymi kompozycjami, które
w połączeniu z potężnym głosem wokalistki Rose Windows dały epicki wręcz
koncert, który powinien się znaleźć w dużo lepszym miejscu w line-upie. Scen
Eksperymentalna zatrzęsła się od potęgi tego występu. Potężne – to najlepsze
słowo, jakie może opisać rozlewające się po całej hali dźwięki tego zespołu.
CDN...
Autor: Martyna Nowosielska
Foto: Adam Krassowski, Martyna
Nowosielska