„Księżniczki”
to wystawa inaugurująca pierwszą edycję festiwalu Warsaw Photo
Days. Prace artystów z całego świata traktują o wizerunku
współczesnej kobiety. Fotografie można było zobaczyć w Nowym
Miejscu.
Dina Goldstein, Fallen Princesses |
Każda mała dziewczynka karmiona jest przed snem bajką o wzruszającej miłości. Wyobraża sobie to piękne miejsce za siedmioma górami i lasami, gdzie pomimo przeciwności losu, wszystko zawsze kończy się disney'owskim happy end'em. Potem te małe, rozkoszne dziewczynki rosną i dochodzą do wniosku, że chcąc być księżniczkami muszą spełniać kilka warunków. Przede wszystkim powinny zadbać o nienaganne maniery, zawsze być grzeczne i uśmiechnięte. Niebagatelne znaczenie ma również wygląd – zadbana, gładko ułożona fryzura, pełny makijaż, seksowna, ale niewyzywająca sukienka opinająca szczupłe i wysportowane ciało. Mówić mało, bardziej potakiwać. W dzień zajmować się domem, gotować, opiekować się dziećmi. Nigdy nie bywać zmęczoną czy osowiałą. W nocy zmieniać się na żądanie w demona seksu. Mocno wierzą, że jeśli postarają się wystarczająco, to wraz z przystojnym księciem na białym rumaku będą żyć długo i szczęśliwie.
Mam wrażenie, że wystawa „Księżniczki” stworzona jest głównie przez kobiety, które zderzając się brutalnie z rzeczywistością odkrywają, że nie chcą być księżniczkami. W nosie mają tego księcia i jego żałosną szkapę. To kobiety, które czują się oszukane i buntują się przeciwko wymaganiom współczesnego świata. Na znak protestu przestają się golić, bez ceregieli manifestują swoje potrzeby seksualne, wyglądają jak chcą, mówią co myślą. Pewnie dla wielu facetów wyglądać to będzie na feministyczny bełkot. Ale czy nie ma w tym odrobiny prawdy?
W
wystawie biorą udział artyści z całego świata, krytykują
pielęgnowaną w nas od zawsze potrzebę bycia piękną, młodą i
pożyteczną. Z wyretuszowanych manekinów zerkających na nas z
okładek magazynów robią sobie przysłowiowe jaja. Czy to
obrazoburcze? Pewnie czasami tak. Zwłaszcza jeśli spojrzy się na
pracę Sarah Maple „I hearth orgasms”, z której spogląda na nas
kobieta ubrana w burkę. Poza tą fotografią, w pamięci utkwiły mi
szczególnie zdjęcia Liana Yang „Co uwielbia moja kociczka” (co
lepiej w moim odczuciu brzmiałoby nieprzetłumaczone - „What does
my pussy love” - czy to nie brzmi dwuznacznie?). Poza słodkim
kotkiem widzieliśmy też jego zabawki czy obróżki. Kto by
pomyślał, że można zawrzeć taki cykl w wystawie o kulturowej
roli kobiety. Ciekawymi i bardzo dopracowanymi zdjęciami pochwaliła
się również Dina Goldstein, która opowiedziała nam o dobrze
znanych księżniczkach, jednak w ich historie wplotła nie tak
kolorowe jak zazwyczaj zakończenia. Postacie na pierwszy rzut oka
wyrwane z bajek Walta Disneya mają problemy z używkami, gromadę
dzieci i nieudane związki. Zimne wiadro wody wylane na głowę
powoduje, że naiwne dziecięce marzenia giną w jednej chwili.
Dużym atutem wystawy jest jej multimedialność. Prezentowane filmy oraz slajdy są wartościowym punktem zaczepienia. Najbardziej w pamięci utkwiło mi nagranie Iiu Susirai „Kocha nie kocha”. Mnogość interpretacji oraz intrygujący charakter powoduje, że praca zostaje w głowie na dłużej. Poza tym wzbudza skrajne emocje – zaskoczenie, obrzydzenie, aż w końcu smutek. Podobnie jest z wizerunkami klubowiczów z Tokio autorstwa Yoichi Nagata. Łatwo dostrzec w jego pracach rzecz charakterystyczną dla krajów azjatyckich – wymuskane postaci migające na slajdach są dla nas nie tylko egzotyczne, ale trudne do zidentyfikowania. To kobieta czy mężczyzna? Tony sztuczności zakrywające ich twarze oraz chęć bycia oryginalnym, paradoksalnie powodują, że stają się do siebie jeszcze bardziej podobni. Różnice zanikają na tyle, że nie jesteśmy w stanie określić rzeczy – wydawałoby się – dość podstawowej, czyli płci. Czy to oznacza, że presja bycia nieskazitelnym dotyka też mężczyzn?
Ekspozycja miała także swoje słabsze momenty. Nowe Miejsce udostępnia dużo przestrzeni wystawowej. Miałam wrażenie, że aby zapełnić każdy kąt, pokazano również prace, które niespecjalnie pasowały do kontekstu „Księżniczek”. Czy zdjęcia tortów i ciast naprawdę tak dużo mówią o wymaganiach stawianych dzisiejszej kobiecie? Wydaje mi się, że przy niektórych nazwiskach mieliśmy do czynienia z nadinterpretacją. Tak stało się też niestety z naszymi rodzimymi autorami. Cecylia Malik zaprezentowała cykl „6 rzek”, czyli relacje z podróży łódką po małych rzekach wokół Krakowa. Jej celem było przypomnienie o ich istnieniu. Gdzie w tym wszystkim codzienne bolączki pani domu, ciężko powiedzieć. Doceniam ideę, jednak samo wykonanie fotografii również pozostawiało niedosyt.
Wystawa
„Księżniczki” pokazała, że niezależnie od kraju, kontynentu
czy kultury, w którą jesteśmy uwikłane my – kobiety oraz
oczywistych różnic wynikających z tego powodu, tak naprawdę na
każdej z nas spoczywa podobne brzemię. Dużą zaletą był fakt, że
zdecydowana większość artystów to przedstawicielki płci pięknej.
Dzięki temu wystawa staje się dużo bardziej wiarygodna, bo w końcu
kto lepiej niż kobieta zdemaskuje próby sprostania kulturowemu
wizerunkowi seksownej, ogolonej, młodej blondynki. Dla tych, którzy
nie dali przestraszyć się jej odrobinę feministycznemu
wydźwiękowi, „Księżniczki” z pewnością przypadły do gustu.
Autor: Laura Dołęgowska