The Hedge Knight, czyli błoto i krew pastelami malowane



Niezłe Sztuki działają już od miesiąca, w moim dziale pojawiły się już dwie notki (a ze starymi cztery), a cały czas nie jestem cytowany. Nie jestem cierpliwy i przyznam, że liczyłem, że zrobię karierę w cztery tygodnie (a potem napiszę podręcznik o tym, jak zrobić karierę w cztery tygodnie i zdobędę sławę), ale skoro publicystom, pisarzom i naukowcom tak opornie idzie wyszukiwanie moich tekstów o starych komiksach, zdecydowałem się pójść im na rękę i opisać coś świeżego.


Niedawno dostałem od odwiedzającej rodziny zeszyt zatytułowany George R. R. Martin’s The Hedge Knight: A Game of Thrones Prequel Graphic Novel (przykre, że tytuł historii jest tu najmniej ważny). Podziękowałem uprzejmie i, żeby dopełnić rytuału przyjmowania prezentu, przekartkowałem tomik z życzliwym zainteresowaniem. Już ten pierwszy kontakt wystarczył, żebym wiedział, że dzisiejszy tekst będzie poświęcony rysunkom.


Jednak zanim przejdę do rysunków – kilka słów o historii. Ta jest umiarkowanie ciekawa i czyta się ją wcale przyjemnie. Trzyma poziom, który trzymają wszystkie historie wydawane pod szyldami zbyt cennymi, żeby ich właściciele mogli sobie pozwolić na wpadkę. Jeśli chodzi o intrygę, nie oferuje ona niczego, o czym nasi pradziadkowie nie czytaliby już trzy razy. The Hedge Knight to historia wywodzącego się z nizin młodzieńca, który po śmierci swojego mentora przejmuje po nim miecz i tarczę i wyrusza na turniej, aby zdobyć sławę i odmienić swój los włóczęgi. Nie jest to jednak łatwe, bo wśród rycerstwa obowiązują kodeks i procedury, które niełatwo przeskoczyć, a dookoła sami Lannisterowie, Targaryenowie, Baratheonowie… Do tego garść ogranych, ale zawsze działających patentów typu obrońca słabych kontra buta szlachetnie urodzonych czy dziecko o tajemniczym pochodzeniu. Oczywiście, jest też odpowiednia dawka przemocy sygnowanej logo Gry o tron i w ogóle jakoś nie mogę się oprzeć wrażeniu, że cała historia została napisana tak, żeby wrzucić tu jak najwięcej elementów, które czytelnik może kojarzyć z sagi Martina. Ale taki już los produkcji podczepianych pod wielkie marki.

Za to jednym z moich marzeń jest dotrzeć do wewnętrznych wytycznych czy choćby nieformalnych poleceń i sugestii wymienianych między pracownikami w wydawnictwach przygotowujących tego rodzaju publikacje adresowane do masowego odbiorcy – niewyrobionego, jeśli chodzi o formę komiksu, ale za to gotowego wydać pieniądze na kolejny produkt z logo ulubionej serii. Może wtedy dowiedziałbym się, dlaczego od jakiegoś czasu w popularnym komiksie amerykańskim dominującym stylem rysunku stała się ta nieszczęsna pastelowo-komputerowa cukierkowatość. Póki co skazany jestem na domysły i cóż – podzielę się nimi.
 
Moja teoria na tę chwilę jest taka, że producenci komiksów decydują się na te sztuczne, bezpłciowe i neutralne rysunki, żeby nie odstraszać potencjalnych nowych klientów, których mogłaby zniechęcić konieczność rozszyfrowywania trudnych, brzydkich, niejednoznacznych, czy zwyczajnie noszących znamiona indywidualnego stylu obrazków. To jeszcze nie tragedia. Tragedią jest to, że najwyraźniej nie powoduje to odpływu „czytelników wyrobionych”. Dlaczego? Obym się mylił, ale jedyna odpowiedź, jaka przychodzi mi teraz do głowy, jest następująca: przeciętnego czytelnika w Ameryce w ogóle obrazki nie obchodzą. Nie licząc widowiskowych grafik pokazujących rozbebeszanie wrogów, siedemnastolufową broń czy cycki, które budzą zainteresowanie same w sobie, obrazki są tylko po to, żeby można było wyciąć z historii opisy postaci i lokacji – bo tylko spowalniają akcję. 

Czy w średniowieczu na pewno mieli takie barwniki? Zresztą, nawet dzisiaj taką feerię barw to chyba tylko po LSD można zobaczyć.
 
Fajny dodatek, szczególnie dla tych, co spędzili dzieciństwo wertując książki o rycerzach.
Wolałbym się tym razem mylić, bo to by oznaczało, że rację mają ci, co twierdzą, że komiksy są dla analfabetów. A wtedy dalsze prowadzenie tego bloga nie miałoby sensu.

autor: Stanisław Butowski

 

.

Pod Paski

Littera nocet

Zobacz nasze autorskie cykle

Młode Sztuki

Jeden i Pół

Park Sztywnych

Park Sztywnych

.

Na Żywca

loża konesera