W poszukiwaniu straconego czasu

Tytuł powieści Marcela Prousta idealnie obrazuje stan warszawskiego Teatru Żydowskiego. Scena prowadzona przez Szymona Szurmieja w ostatnich kilkunastu latach poddawana nieustanej krytyce za wprowadzanie do repertuaru głównie montaży kabaretowo-muzycznych i schlebianie niskim gustom publiczności, nie wierząc w jej oczekiwania  na ambitny repertuar, nieśmiało zmienia swe oblicze. Zabiegi wychodzą z różnym efektem, ale należy docenić obecność inscenizatorów tej miary co Piotr Cieplak czy Michał Zadara. Mankamentem jest, że niestety schodzą ich przedstawienia z afisza szybciej niż się pojawiły, a szkoda, bo tradycja teatru żydowskiego nie powinna zamykać się tylko do lekkiej muzy, ale właśnie głównym celem powinno być ukazywanie zapomnianego dramatu tworzonego w języku jidysz.


 Od niepamiętnych czasów widownia przy pl. Grzybowskim nie miała okazji obejrzeć spektaklu właśnie w mowie Żydów polskich. To genialny powrót do tradycji tej sceny. Okazją stała się ostatnia premiera - Bóg zemsty Szolema Asza w reżyserii Andrei Mounteanu związanego z drugą żydowską europejską placówką teatralną, która siedzibę ma w Bukareszcie. Oprócz powrotu do wykorzystania języka, warto zwrócić uwagę na treść spektaklu. Akcja osadzona jest w środowisku alfonsów, prostytutek, sutenerów, przestępców, a rozgrywa się w domu publicznym. Ale nie kontekst miejsca, lecz temat swoistej walki o duszę i możliwość wybawienia jest główną kanwą dramatu. To problematyka, która bodaj nigdy nie gościła w tym miejscu, a obyczajowość żydowska zazwyczaj utożsamiana ze scenami ze Skrzypka na dachu, nabrała nowego znaczenia i sensów. Nie ulega wątpliwości, że to główne i niestety jedyne atuty nowego widowiska Teatru Żydowskiego.

Reżyser zastosował stare i sprawdzone chwyty inscenizacyjne. Zbyt dużo swoistej gimnastyki artystycznej i pantomimy, która burzy sensy spektaklu. Ma być metaforycznie, a jest cynicznie. Gra aktorska jest nijaka, a widz ma wrażenie, że aktorzy śpią i nudzą się swoimi rolami, które powinny być z krwi i kości, wszak materiał literacki daje ku temu niepowtarzalną szansę. Jakże chybione jest wprowadzenie Gołdy Tencer, jako głosu przeznaczenia, która dwukrotnie pojawia się na scenie śpiewając z playbacku wzruszającą pieśń. Scenograficznie mamy stary zabieg obrotówki, która zmienia konstelację akcji scenicznej. 

Mimo owych uwag, jest w tym spektaklu specyficzna siła. Pierwsze fragmenty odrzucają, a nawet mówią, aby uciekać z tego miejsca. Jednak scena za sceną człowiek wpada w pułapkę owej opowieści. I to uznałbym za swoisty cud tego przeciętnego spektaklu. Siłą pozostaje tajemnica prawdy, że świat Żydów – naszych braci tej ziemi, których opisał Szolem Asz, jest tak bliski naszego polskiego, katolickiego życia. Jest to historia uniwersalna, pełna tragedii i bólu, cierpienia i niestety zwieńczona katastrofą. Brakuje jeszcze jednej rzeczy. Inscenizator mógł zrobić z tego tekstu drapieżną, współczesną historię – handlu ludźmi, tragedii kupczenia ciałem, ale pozostał w pół drogi, jakby obawiając się zastosowania drastycznych scen, które mogły wskrzesić mdłą i powierzchowną opowieść. Szkoda, wielka szkoda!

Konkludując mimo wszystko wolę Teatr Żydowski z pułapkami eksperymentu i poszukiwaniem, odkrywaniem nowego dramatu, gdyż tkwi w tym tajemnica czegoś nieznanego i niespotykanego, niż tysięczny raz oglądać spektakle ze zgranym skeczem mistyka finansów.

autor: Benjamin Paschalski



 

.

Pod Paski

Littera nocet

Zobacz nasze autorskie cykle

Młode Sztuki

Jeden i Pół

Park Sztywnych

Park Sztywnych

.

Na Żywca

loża konesera