![]() |
Okładka płyty Nieumiejętnie |
Karolina: Istniejecie już bardzo długo, prawie dziesięć lat, a pierwszy longplay, czyli Nieumiejętnie, pojawił się dopiero teraz.
Adam Karol: To niezupełnie tak.
Zaczynaliśmy jako PRD dziesięć lat temu i od tego czasu mamy na koncie sześć
płyt, w tym dwie typu longplay. Dla Kontrastu formalnie istnieje od 2011 roku i przed
Nieumiejętnie wydało tylko jedną
EPkę. Dlatego ta nowa płyta jest tak naprawdę podsumowaniem wszystkiego, co
było charakterem twórczości zespołu do tej pory. Są tam zarówno numery, które
powstawały na samym początku, jeszcze w trzyosobowym składzie, m.in. Nowicki, ale i kawałki znacznie nowsze.
A jeżeli pytasz gatunkowo, to diabli wiedzą.
Karolina: Jak wyglądało nagrywanie
albumu?
Szym: Przede wszystkim zależało nam na
tym, aby materiał był spójnie skonstruowaną opowieścią. Dlatego kilka piosenek, które były w tym okresie gotowe, nie znalazło
się na albumie. Tworzyliśmy ją trochę po omacku.
Całość nagrywaliśmy przez rok, tworząc brzmienie tej płyty i poszczególne
partie w studio. Ta płyta w dużej części właściwie powstała podczas nagrań. Z
tego bierze się w jakimś sensie jej wartość, ale też pewna surowość, może
niedojrzałość – przede wszystkim w soundzie.
Karolina: Czy ktoś oprócz Was miał
wpływ na koncepcję tej płyty?
Adam Karol: Tomek Korczak, który nas
realizował w Red Yeti Studio, miał ucho producenta, bardzo sensownie
porządkował charakter tych nagrań, ale w nic nie ingerował samodzielnie.
Wszystko odbywało się w ramach wspólnej pracy i wspólnego myślenia. Z kolei
duża część aranży powstała w czasie postprodukcji, nad którą siedzieliśmy
wspólnie przez kolejny rok. To o tyle zrozumiałe, że na płycie obok siebie są
numery, które mają nagranych siedemdziesiąt kilka ścieżek i takie, które mają
po dziesięć. To była duża robota.
Karolina: Wydaliście te płytę własnym
sumptem. Dlaczego nie zdecydowaliście się na podpisanie kontraktu z żadną
wytwórnią?
Adam Karol: Korespondowaliśmy z kilkoma
małymi, niezależnymi wytwórniami, które były zainteresowane, ale problem
polegał na braku funduszy. Większość z nich potrzebowała jakiegoś mocnego
strzału, artysty zapewniającego sukces, aby mogły się rozwinąć i zainwestować w
kolejne grupy. Z kolei średniej wielkości wytwórnie proponują bardzo
niekorzystne warunki, z pełnym przejęciem praw autorskich i majątkowych
włącznie. Nasi znajomi próbowali podpisać taki kontrakt, ale nie wynegocjowali
nic poza niewielkim procentem od sprzedaży.
Szym: To są naprawdę fatalne kontrakty,
które uwiązują na długo. Chociażby głośna ostatnio sprawa Fonografiki, która
podpisała z zespołem umowę, że zapłaci artystom dopiero od czterysta pierwszego sprzedanego
egzemplarza. W przypadku młodego zespołu oznacza to, że prawdopodobnie będzie
czekał na pieniądze bardzo długo, albo w ogóle ich nie dostanie, bo w tego typu
kontraktach są dodatkowo zapisy, że jeśli w ustalonym terminie określona pula
płyt się nie sprzeda, to cały nakład jest niszczony w obecności przedstawicieli
ZAiKS-u.
Adam Karol: Problem jest też taki, że
duża wytwórnia, jeżeli nawet bierze pod swoje skrzydła wykonawcę bez marki, to
całkowicie olewa promocję. Wydanie młodej kapeli to dla nich żaden koszt, ale
też żaden biznes, a promowanie marki od zera byłoby i kosztowne, i niepewne.
Tak więc nie bardzo jest dokąd uderzać. Właściwie to wytwórnia powinna zgłosić
się do nas, bo jej zależy na zainwestowaniu akurat w taki zespół – wtedy
wiadomo, że wykona swoją robotę porządnie.
Karolina: Nie brzmi to zachęcająco. Z
drugiej strony istnieją przecież artyści, którym udaje się zadebiutować z
sukcesem. Trafiają do dobrych wytwórni, podpisują kontrakty, są aktywnie
promowani. Przy czym wcale nie jest powiedziane, że byli dużo lepsi od tych
kilkudziesięciu innych propozycji, które wydawcy dostają każdego dnia. Tak było
chociażby z Czesławem Śpiewa, tak też było z Comą. Od czego to zależy?
Szym: Nie wiem, na czym to polega. W
przypadku Czesława zapewne jest to kwestia ogromnego talentu, nietuzinkowości.
Już na pierwszy rzut ucha słychać, że to jest coś, czego dotąd nie było.
Adam Karol: Poza tym Czesław jest
bardzo barwny jako postać medialna.
Karolina: Wy musieliście poradzić sobie inaczej. Przy braku medialnej popularności, menadżera i wytwórni dbającej o
promocję sami zorganizowaliście rozbudowany koncert premierowy, z całym
szeregiem towarzyszących mu wydarzeń. Jak udało Wam się to osiągnąć?
Szym:
Praca nad płytą trwała długo i w pewnym momencie zorientowaliśmy się, że
trzeba zamknąć ten etap, ale tak, aby cała nasza praca nie przepadła.
![]() |
for. Jan Ambroziewicz |
Szym: Myśleliśmy nad różnymi
strategiami promocyjnymi, w tym takimi, które byłyby związane z działalnością społeczną i lokalną.
Wykorzystaliśmy fakt, że klub Sen Pszczoły, w którym odbył się koncert, mieści
się na Pradze – mogliśmy podjąć się aktywizowania mieszkańców tej dzielnicy,
budowania przestrzeni dla rozwoju kultury. Organizowaliśmy mini koncerty
akustyczne na praskich ulicach, zachęcając mieszkańców do przyjścia na główny
koncert. Dzięki dotacji udało nam się również zorganizować transmisje na żywo w
różnych miastach w Polsce. O streamingu informowaliśmy mieszkających tam
znajomych, którzy przekazywali informacje dalej. To był pierwszy krok do
stworzenia sieci znajomości, która jest chyba najefektywniejsza formą promocji.
Karolina: Jaki był odzew?
Adam Karol: Naprawdę niezły. Ciekawie
zorganizowany event okazał się docierać do ludzi trochę szerzej niż informacja
o samej płycie. Zainteresowała się nami telewizja, czego efektem były materiały
w TVP Kultura i w Teleexpressie. Bardzo powiększył nam się też fanbase. Z
częścią lokali, w których odbyły się transmisje, mamy nadal kontakt i
propozycje zagrania tam koncertów na żywo. To potwierdza, że jedynym sposobem
na robienie i promowanie niezależnej muzyki jest sieciowanie. Każdy ma przecież
jakieś środowisko wokół siebie, jakąś sieć kontaktów, które mogą wzajemnie na
siebie pracować. Poza tym przy takich działaniach warto mieć zaufanych
współpracowników, ludzi, którzy będą czuli, ze działają również w swojej
sprawie i że to jest robota, którą warto wykonać, nawet, jeśli nie zwraca się
od razu. Do takich pasjonatów mamy dużo szczęścia.
Karolina: A co z samą płytą? Z jakim
spotkała się odbiorem?
Adam Karol: Przyznaję, że to nie jest
łatwy album. Trzeba się w niego lepiej wsłuchać, rzadko kiedy podoba się za
pierwszym razem. Od kwietniowej premiery mamy jednak coraz więcej fajnego
feedbacku od ludzi, którzy rzeczywiście zaczęli się w nią wgryzać, słuchają
głębiej i mają bardzo pozytywne reakcje. To jest dobre, miłe.
Szym: Ta płyta jest na pewno wymagająca
na poziomie literatury.
Adam Karol: Pamiętam, jak po koncercie
w Lublinie przyszedł do nas facet, kupił płytę i powiedział, że bardzo lubi,
jak ktoś działa niezależnie, że trzeba wspierać młode talenty, że muzycznie
spoko, ale te teksty? Co wy mi tu usiłujecie wcisnąć? Ja przychodzę się
pobawić, a tu jakieś pitu pitu. Co wy, na depresję cierpicie?!
Karolina: Może to jest odpowiedź na
pytanie, dlaczego niezależnym zespołom tak trudno przebić się w popularnych
mediach czy wytwórniach. Istnieje powszechne zapotrzebowanie na muzykę lekką,
łatwą i przyjemną.
Karolina: Rynek w dużym stopniu zdaje
się jednak nie zauważać potrzeb takich osób. Muzyka alternatywna musi sobie
radzić sama, a bez pieniędzy to właściwie niemożliwe.
Adam Karol: Dlatego zamierzamy założyć
fundację, która będzie miała za zadanie organizować środowiska twórców
niezależnych w różnych miastach i powodować wymianę pomiędzy nimi. W tej chwili
sytuacja wygląda tak, że wszędzie, gdzie bywamy, jest bardzo przyzwoita scena
niezależna, która zmaga się z tym samym – z brakiem pieniędzy. Chyba najlepiej
zorganizowana jest scena krakowska. Ktoś ma własną fundację, ktoś inny klub,
nasi znajomi prowadzą portal Krakowska Scena Muzyczna i to wszystko wzajemnie
się napędza. Tylko znowu: na tyle trudno jest utrzymać taką strukturę, nawet
lokalną, że Kraków nie dopuszcza do siebie ludzi z zewnątrz, bo po prostu go na
to nie stać. W momencie, kiedy udałoby nam się zorganizować coś takiego w
Warszawie, wymiana prędzej ma szansę dojść do skutku. Gdyby taką siecią udało
się opleść więcej regionów, sami byśmy sobie stworzyli rynek. Przy okazji
robiąc dobrą robotę nie tylko dla siebie.
Karolina: Świetna inicjatywa! Wtedy
można by organizować takie imprezy cyklicznie, festiwale etc.
Adam Karol: Taki mamy zamiar. Kiedy
współpracowaliśmy jeszcze z portalem „Magazyn”, zaczęliśmy organizować cykl
koncertowy „Eclectic Night”. Okazało się, że pomysł działa: w portalu ukazywały
się teksty promujące zaproszone zespoły i przy okazji całą imprezę, przy czym
portal miał zrobioną niezłą robotę, bo prowadził niewirtualne kulturotwórcze
działania. Zespoły mogły zagrać w dobrym klubie w centrum Warszawy. Klub też
zyskiwał, bo we czwartek miał ruch znacznie większy niż zazwyczaj. Wszystko
szło dobrze do momentu, w którym na tydzień przed kolejną imprezą okazało się,
że we czwartek lepiej płaci jakaś tam rada biznesowa, organizując konferencję.
Z fundacją chcielibyśmy wrócić do tego pomysłu.
Karolina: Będę trzymać za Was kciuki. I
mam nadzieję, że oprócz prowadzenia fundacji będziecie dalej grać.
Szym: Już teraz jesteśmy w trakcie
przygotowywania nowego materiału. To będzie EPka zatytułowana Superfancy. Pięć utworów, w tym trzy,
które nie weszły na longplay, ponieważ nie pasowały do tamtego materiału. Tym
razem będzie to płyta żywsza i bardziej charakterna aranżacyjnie. Chcielibyśmy,
żeby wspólnym mianownikiem było analogowe brzmienie. Będziemy nagrywali gitary
z pieca lampowego, część klawiszy na organach Yamahy z 1982 roku. Z kolei
literacko to będzie znowu bardzo różnorodne. Choć będzie sporo wątków
erotycznych.
Adam Karol: To jest płyta o
niespełnieniu, kobietach i kapitalizmie.
Szym: Z jednej strony mamy utwór Takeoff, który jest bardzo jasnym
erotykiem, a z drugiej mamy Porno,
które jest…
Adam Karol: Bardzo niejasnym erotykiem.
Szym: …który jest o głodzie twórczości.
Adam Karol: O tej samej emocji, tyle że
do liter, a nie do kobiet. No i będą Barykady,
więc wreszcie zostanie zaspokojona potrzeba części publiczności. Poza tym
chcemy sprawdzić, czy przy trochę bardziej skocznym materiale, przy którym
można się pobujać, depresyjne teksty łatwiej przejdą.
Karolina: Upierasz się.
Adam Karol: To nie ja, to coś we mnie.