Ostatnia premiera Teatru Dramatycznego
m.st. Warszawy Nosorożec Eugene
Ionesco w reżyserii Artura Tyszkiewicza mogła stać się ważnym głosem w
dzisiejszej, może mało zauważalnej, dyskusji o skali konformizmu społecznego.
Fot. Teatr Dramatyczny; Katarzyna Chmura-Cegiełkowska |
Podporządkowaniu jednostek, trendom i
wyzwaniom współczesności – korporacjom, facebookowi czy nowej fali
nacjonalizmów. Jednak inscenizacja jest lukrowanym pejzażem, pełnym kolorytu
naszej rzeczywistości, gdzie głębsza myśl została zastąpiona dekoracyjnym,
wydestylowanym obrazem, który można nazwać kreską firmową sceny z Pl. Defilad.
Inscenizator posiadając pomysł ukazania współczesnych
nosorożców, nie spostrzegł chyba największej pułapki we własnym projekcie
artystycznym. Tekst Ionesco traktuje o skali podporządkowania, ujednolicania i
stawania się nosorożcami przez ogół słabego, zastraszonego społeczeństwa.
Jednak pierwsza scena spektaklu, smsowego dialogu bohaterów i sekwencje
rozegrane w biurze są odpowiedzią na dzisiejszy problem unifikacji społecznej.
Czy nikt z realizujących spektakl nie zauważył, że mechanizacja, sztuczne
powtarzanie czynności jest niczym innym jak zgodą na narzucony reżim i jemu
podleganie? Pojawienie się pierwszego zwierzęcia nic nie zmienia, gdyż wszyscy
już są na wskroś przesiąknięci jednym wzorcem i dyktaturą biurokracji. Sprzeciw
Berengera jest sztucznym gestem, gdyż sam dawno jest zastraszony i całkowicie
podległy machinie nadzoru. Chybione są zabiegi reżysera, gdyż wiele z nich jest
całkowicie niezrozumiałych: nie wiadomo jaki cel ma umiejscowienie dwójki
staruszków w windzie, która nie wiadomo dokąd zmierza, epizody które mają być
groteskowe są trywialne i śmieszne, a sztuczne upadki tak markowane, że
wywołują grymas współczucia i zawstydzenia publiczności.
To spektakl niby klarowny i zwięzły, ale
powstały bez logicznego zamysłu. Trudno odnaleźć ideę, która przyświecała
wystawieniu tego tekstu w dniu dzisiejszym, a przecież motywów jest wiele, cały
nasz świat jest narażony na chęć podporządkowania i unicestwienia
niezależności. Dopełnieniem dramaturgicznej bezradności jest scenograficzny
realizm. Wręcz skrajne odwzorowanie biura. Analogicznie jak w Absolwencie, wystawionym parę miesięcy
temu, mamy ikeowski wzorzec, który ma zachwycać odbiorcę. To teatr bez metafory
i szansy własnej interpretacji, prostych kresek i banalnych opowieści.
Teatr Dramatyczny zmienił wystrój. Stare,
wyświechtane krzesła zastąpiły wygodne pluszowe fotele. I to jedyna zmiana na
lepsze dyrekcji Tadeusza Słobodzianka. Szkoda tracić czas na taki teatr.
Wolałem niewygodę z Krystianem Lupą, Krzysztofem Warlikowskim, Piotrem
Cieplakiem, Pawłem Miśkiewiczem niż senną artystyczną pustkę obecnej dyrekcji.
Autor: Benjamin Paschalski